W
stolicy Rumunii byliśmy króciutko – zaledwie jedno popołudnie i rano następnego
dnia (które przeznaczyłem na wizytę w bardzo ciekawym muzeum historii rumuńskich Żydów).
Po tym, czego na temat Bukaresztu nasłuchaliśmy się w Siedmiogrodzie – że
nieciekawy, że brzydki, że brud, smród i spalina, że bezdomne psy i
kieszonkowcy – mało brakowało, a wykreślilibyśmy go z planu naszej wycieczki. Na
szczęście tego nie zrobiliśmy.
Bukareszt
– zresztą jak każde wielkie miasto – rzeczywiście na początku przytłacza.
Jednak już po paru godzinach przemieszczanie się po nim – głównie dzięki
rozbudowanemu metru (4 linie i 2 kolejne w budowie) – nie sprawia większych
kłopotów. Natomiast po całym dniu ciężko nam było wytłumaczyć opinie
Transylwańczyków inaczej niż tradycyjną niechęcią prowincji wobec stolicy – w
przypadku Rumunii potęgowaną różnicami etnicznymi. W czasie naszego pobytu nie
tylko nie zostaliśmy okradzeni (pociągi metra są chronione), ale nawet nie
spotkaliśmy żadnego bezdomnego psa (faktycznie, w całej Rumunii jest ich sporo,
jednak zazwyczaj są całkowicie pochłonięte sobą i częściej niż strach wzbudzają
litość).
Pałac
Dzień
rozpoczęliśmy od obowiązkowego punktu każdej wizyty w Bukareszcie (który
zresztą ciężko ominąć), czyli od pałacu Ceauşescu (dziś: Pałac Parlamentu) –
jednej z największych budowli na świecie. I tu znowu zaskoczenie: po pierwsze,
pałac nie jest aż tak brzydki, jak się mówi (nie chcę przez to powiedzieć, że
jest ładny), a po drugie nie wydaje się aż tak ogromny… Rzeczywiście, obchodzi
się go jakieś 20-30 minut, ale głównie z winy muru, który – zupełnie
niepotrzebnie – otacza budowlę w odległości jakichś stu metrów od niej. Takie
odgrodzenie Pałacu Ludowego (tak się nazywał „za komuny”) od ludu było bardzo w
stylu ludowego władcy, jakim był Ceaşescu. Po rozprawieniu się z tyranem, muru
co prawda nie zburzono, ale bukaresztańczycy inaczej zemścili się na znienawidzonym
gmachu, pod którego budowę wyburzono znaczną część starego miasta, i który
musiał pochłonąć znaczną część budżetu państwa – w jego zachodniej ścianie
umieszczono świetne muzeum sztuki współczesnej.
Jego obecność wykorzystaliśmy trochę instrumentalnie, chroniąc się w klimatyzowanym wnętrzu przed niemiłosiernym
upałem. Jednocześnie mogliśmy przekonać się, ż jest ono, jak głosi przewodnik, jedną
z najodważniejszych wystaw w Rumunii. Dobrze, że nie zrobiono tam jakiegoś
patetycznego muzeum poświęconego ofiarom terroru „Słońca Karpat”. Zdecydowane must see.
Spacer
po Bukareszcie
Pod
wieczór mieliśmy czas tylko na dłuższy spacer wokół Dzielnicy Historycznej – już
bez planu i bez żadnego must see. W jego trakcie miasto mnie zafascynowało.
Brak wyraźnej koncepcji i prawdziwy architektoniczny miszmasz centrum mają w
sobie coś z Warszawy. Przedwojenny neoklasycyzm (który przyniósł Bukaresztowi
sławę „Paryża Wschodu”), w dużej części zdegradowany podczas II WŚ i rządów
Ceauşescu,
miesza się tu z modernizmem (czasami kojarzącym mi się ze stylem miast amerykańskich),
socrealizmem i, tradycyjnie, z najzwyklejszymi blokami mieszkalnymi. Pośrodku
tego wszystkiego chowają się średniowieczne cerkwie – dla niektórych
bukaresztańczyków jak oazy spokoju w ciągle zmieniającej się metropolii, dla
innych pewnie bardziej jak pamiątki po prababci w nowoczesnym mieszkaniu, które
w każdym razie nie przeszkadzają.
Choć
Bałkany ikonicznie kojarzą się z górskimi landszaftami klasztorów i potureckich
miasteczek, to dla mnie ich tożsamość najpełniej wyraża się właśnie w takich
miejscach jak Bukareszt. Widać w nich
także, jak niewiele różni się ona od „klimatu” innych miast Europy
Środkowo-Wschodniej – Warszawy, Budapesztu, Bratysławy, Wilna – tych
mini-poligonów i rupieciarni historii, obciążonych/obdarzonych
nigdy-nie-do-końca-swoimi formami, dziedzictwem z second handu; często nadgorliwymi w swojej pogoni za „stylem”,
czasami genialnie się nim bawiącymi, a jeszcze kiedy indziej zwyczajnie nań
zlewającymi. Na pewno każde z nich - w tym także Bukareszt - zasługuje na pobyt dłuższy niż jeden dzień.
Bardzo lubie Twoj styl, potrafisz bardzo ladnie sie wyslowic :)
OdpowiedzUsuńDzięki Roz ;) Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
OdpowiedzUsuń