środa, 24 lipca 2013

Bukareszt


W stolicy Rumunii byliśmy króciutko – zaledwie jedno popołudnie i rano następnego dnia (które przeznaczyłem na wizytę w bardzo ciekawym muzeum historii rumuńskich Żydów). Po tym, czego na temat Bukaresztu nasłuchaliśmy się w Siedmiogrodzie – że nieciekawy, że brzydki, że brud, smród i spalina, że bezdomne psy i kieszonkowcy – mało brakowało, a wykreślilibyśmy go z planu naszej wycieczki. Na szczęście tego nie zrobiliśmy.



Bukareszt – zresztą jak każde wielkie miasto – rzeczywiście na początku przytłacza. Jednak już po paru godzinach przemieszczanie się po nim – głównie dzięki rozbudowanemu metru (4 linie i 2 kolejne w budowie) – nie sprawia większych kłopotów. Natomiast po całym dniu ciężko nam było wytłumaczyć opinie Transylwańczyków inaczej niż tradycyjną niechęcią prowincji wobec stolicy – w przypadku Rumunii potęgowaną różnicami etnicznymi. W czasie naszego pobytu nie tylko nie zostaliśmy okradzeni (pociągi metra są chronione), ale nawet nie spotkaliśmy żadnego bezdomnego psa (faktycznie, w całej Rumunii jest ich sporo, jednak zazwyczaj są całkowicie pochłonięte sobą i częściej niż strach wzbudzają litość).


Pałac

Dzień rozpoczęliśmy od obowiązkowego punktu każdej wizyty w Bukareszcie (który zresztą ciężko ominąć), czyli od pałacu Ceauşescu (dziś: Pałac Parlamentu) – jednej z największych budowli na świecie. I tu znowu zaskoczenie: po pierwsze, pałac nie jest aż tak brzydki, jak się mówi (nie chcę przez to powiedzieć, że jest ładny), a po drugie nie wydaje się aż tak ogromny… Rzeczywiście, obchodzi się go jakieś 20-30 minut, ale głównie z winy muru, który – zupełnie niepotrzebnie – otacza budowlę w odległości jakichś stu metrów od niej. Takie odgrodzenie Pałacu Ludowego (tak się nazywał „za komuny”) od ludu było bardzo w stylu ludowego władcy, jakim był Ceaşescu. Po rozprawieniu się z tyranem, muru co prawda nie zburzono, ale bukaresztańczycy inaczej zemścili się na znienawidzonym gmachu, pod którego budowę wyburzono znaczną część starego miasta, i który musiał pochłonąć znaczną część budżetu państwa – w jego zachodniej ścianie umieszczono świetne muzeum sztuki współczesnej. Jego obecność wykorzystaliśmy trochę instrumentalnie, chroniąc się w  klimatyzowanym wnętrzu przed niemiłosiernym upałem. Jednocześnie mogliśmy przekonać się, ż jest ono, jak głosi przewodnik, jedną z najodważniejszych wystaw w Rumunii. Dobrze, że nie zrobiono tam jakiegoś patetycznego muzeum poświęconego ofiarom terroru „Słońca Karpat”. Zdecydowane must see.



Spacer po Bukareszcie

Pod wieczór mieliśmy czas tylko na dłuższy spacer wokół Dzielnicy Historycznej – już bez planu i bez żadnego must see. W jego trakcie miasto mnie zafascynowało. Brak wyraźnej koncepcji i prawdziwy architektoniczny miszmasz centrum mają w sobie coś z Warszawy. Przedwojenny neoklasycyzm (który przyniósł Bukaresztowi sławę „Paryża Wschodu”), w dużej części zdegradowany podczas II WŚ i rządów Ceauşescu, miesza się tu z modernizmem (czasami kojarzącym mi się ze stylem miast amerykańskich), socrealizmem i, tradycyjnie, z najzwyklejszymi blokami mieszkalnymi. Pośrodku tego wszystkiego chowają się średniowieczne cerkwie – dla niektórych bukaresztańczyków jak oazy spokoju w ciągle zmieniającej się metropolii, dla innych pewnie bardziej jak pamiątki po prababci w nowoczesnym mieszkaniu, które w każdym razie nie przeszkadzają.








Choć Bałkany ikonicznie kojarzą się z górskimi landszaftami klasztorów i potureckich miasteczek, to dla mnie ich tożsamość najpełniej wyraża się właśnie w takich miejscach jak Bukareszt.  Widać w nich także, jak niewiele różni się ona od „klimatu” innych miast Europy Środkowo-Wschodniej – Warszawy, Budapesztu, Bratysławy, Wilna – tych mini-poligonów i rupieciarni historii, obciążonych/obdarzonych nigdy-nie-do-końca-swoimi formami, dziedzictwem z second handu; często nadgorliwymi w swojej pogoni za „stylem”, czasami genialnie się nim bawiącymi, a jeszcze kiedy indziej zwyczajnie nań zlewającymi. Na pewno każde z nich - w tym także Bukareszt - zasługuje na pobyt dłuższy niż jeden dzień.

2 komentarze:

  1. Bardzo lubie Twoj styl, potrafisz bardzo ladnie sie wyslowic :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Roz ;) Pozdrawiam Cię serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń