niedziela, 21 lipca 2013

Rumuński Drakula

Nazwa Transylwanii wielu nie kojarzy się z jednym z historycznych regionów Europy na węgiersko-rumuńskim pograniczu. Myśląc „Transylwania” (łac. ziemia za lasem), zapewne długo wyobrażaliśmy sobie jedynie mroczną, bliżej nieokreśloną, górzystą krainę, po której środku stoi zamczysko oświetlane przez błyskawice lub światło księżyca. Nie zastanawialiśmy się nad jej geograficznym położeniem, tak samo jak nie obchodziło nas, gdzie leży, dajmy na to, Nibylandia. Wystarczyło wiedzieć, że Nibylandia jest od rzeczy ładnych i przyjemnych, a Transylwania od tych pozostałych.

Od Vlada Tepeşa do hrabiego Drakuli

Bran - nie był zamkiem Drakuli
Odkrycie, że znana z horrorów, komiksów i kreskówek Transylwania to to samo, co Siedmiogród, o którym słyszeliśmy na lekcjach historii, musiało być dla nas rodzajem szoku. To poznawcze zaskoczenie zafundował nam Bram Stoker, autor powieści Drakula (1897) – pierwowzoru późniejszych popularnych narracji wampirycznych. Irlandzki pisarz nierozerwalnie związał nazwę Transylwanii z postacią najsłynniejszego wampira, którego nazwisko odsyła nas z kolei do XV-wiecznego rumuńskiego hospodara, Vlada Tepeşa – „prawdziwego” Drakuli. Więcej na temat związków fikcji z rzeczywistością można dowiedzieć się w muzeum w zamku Bran leżącym nieopodal Braszowa, u wlotu do Transylwanii. Uprzedzając fakty, należy podkreślić, że: 1. Vlad Tepeş nie był wampirem; 2. Nie mieszkał w Branie, ale w innym – obecnie zburzonym – zamku leżącym na Wołoszczyźnie, a sam Bran zyskał turystyczną sławę „zamku Drakuli” chyba tylko ze względu na swój romantyczny wygląd; 3. Nie licząc urodzenia w Sighişoarze, Tepeş w niewielkim stopniu był związany z Siedmiogrodem, a znacznie silniej właśnie z Wołoszczyzną (Najwyraźniej góry Transylwanii bardziej niż równiny południowej Rumunii pasowały Stokerowi na scenerię powieści grozy).

Co więc łączy Vlada Tepeşa z hrabią Drakulą? Ojciec Tepeşa – także Vlad – nosił przydomek Dracul, czyli po rumuńsku „smok”, „diabeł”. Dlatego też Vlad junior był nazywany Synem Diabła (rum. Drăculea), co niewątpliwie musiało pobudzać wyobraźnię. Na tym właściwie kończą się oczywiste podobieństwa. Dodajmy może tylko, że Stoker opatrzył swojego bohatera długimi, białymi wąsami, które mogą budzić skojarzenia z zachowanymi wizerunkami Tepeşa. Jednak nawet ten atrybut Drakuli zniknął w późniejszych, najbardziej znanych, filmowych wersjach historii o transylwańskim wampirze.

Vlad Palownik według niemieckiego drzeworytu z XV w. 
Tym, co – oprócz „diabelskiego” ojcostwa – musiało zafascynować Stokera w postaci Tepeşa, były relacje o jego niespotykanym okrucieństwie, które już pod koniec XV wieku, głównie za pośrednictwem przekazów niemieckich, rozprzestrzeniły się po Europie zachodniej, stając się, jak to określa Miodrag Bulatović[1], jednymi z pierwszych europejskich bestsellerów. Już sam jego przydomek (rum. tepeş, czyli „pal”) miał wskazywać na okrucieństwo księcia, który szczególnie upodobał  sobie zadawanie śmierci poprzez wbijanie na pal. Legendy mówią o swoistej wirtuozerii Tepeşa w stosowaniu tej formy kary. Nie chodzi tu nawet o dość „standardowe” wbijanie pala w taki sposób, aby nie uszkadzał najważniejszych narządów wewnętrznych, tym samym przedłużając męki ofiary. Jakkolwiek to zabrzmi, Vlad był prawdziwym koneserem pala – podobno uwielbiał sam go dobierać przed wymierzeniem kary (w swojej kolekcji miał posiadać nawet pozłacany egzemplarz), a w czasie długotrwałych egzekucji lubował się w dyskusjach ze skazanymi.

Sympathy for the Devil

Nie zapominajmy jednak, że taki, dość karykaturalny, obraz Vlada Tepeşa utrwalił się w wyobraźni zachodnioeuropejskiej, i być może więcej mówi nam o jej skłonnościach, niż o aberracjach samego Tepeşa. Zupełnie inne światło na słynnego Palownika rzucają relacje rumuńskie. Rozbieżności widać już na poziomie liczb: świadectwa siedmiogrodzkich Sasów, które rozprzestrzeniły się na zachód kontynentu, mówią o kilkudziesięciu tysiącach ofiar jego krwawych rządów – inne o pięciuset. Czy przejawia się w tym chęć demonizacji militarnego i ekonomicznego przeciwnika przez transylwańskich Niemców? A może różnice wynikają z próby wybielenia własnego bohatera narodowego przez Rumunów? Spór zapewne pozostałby czysto akademicki, gdyby nie status, jakim cieszy się Vlad Tepeş we współczesnej Rumunii – uważany, jak głosi tablica w zamku Bran, za jednego z wielkich założycieli naszego narodu, obrońcę chrześcijaństwa i sprawnego gospodarza, który rozbudował przyszłą stolicę, Bukareszt. Nie bez powodu jego losy doczekały się filmowej epopei w stylu „naszych” Krzyżaków, a krajobraz wielu rumuńskich miast zdobią jego popiersia.

Twórcy wystawy w zamku Bran, świadomi złej prasy Tepeşa w Europie, zrobili niemało, aby ocieplić wizerunek rzekomego tyrana. Przypomnieli jego zasługi w walce z tureckim najeźdźcą. Wskazali – pewnie nie bez racji – na fakt, iż stosowane przez niego metody wymierzania kar niewiele różniły się od ówczesnych standardów europejskich oraz na to, że w  pamięci zbiorowej zachował się on jako swoisty Robin Hood – dobry i sprawiedliwy dla potrzebujących, a srogi tylko wobec złych panów.  Oczywiście, nie omieszkano także podkreślić luźnego i dość przypadkowego związku, jaki łączy Vlada Palownika z Drakulą w wydaniu Stokera. (Z tego ostatniego punktu niewiele robią sobie lokalni sprzedawcy pamiątek, dla których wampiryczno-hollywoodzkie wcielenie Vlada jest jak woda na młyn.) Dwuznaczność postaci wołoskiego księcia chyba najpełniej wyraża się w odmiennym odczytywaniu przydomka Vlada Dracula, ojca Tepeşa. Imię – kojarzące się z demonicznością – tak naprawdę pochodzi od nazwy „Orderu Smoka” przyznawanego obrońcom chrześcijaństwa.  Tę ambiwalencję można uznać za jeden z niewielu punktów stycznych między historycznym Vladem Tepeşem a fikcyjnym hrabią Drakulą, który przecież, pomimo wampirycznych skłonności, był pełen ogłady i nonszalancji dla swoich ofiar. Jednym z interpretatorów mitu Drakuli, który uwypuklił ten wątek, był Francis Coppola. Jego filmowy Drakula, będący na początku wzorem chrześcijańskich cnót, dopiero pod wpływem straty ukochanej, przechodzi na ciemną stronę mocy.

Drakula a sprawa bałkańska

Postać Drakuli oderwała się od swojego historycznego pierwowzoru tak samo, jak nazwa „Transylwania” często nie jest kojarzona z geografią Rumunii. Pomimo tego, mit Drakuli zajmuje ważne miejsce w refleksji intelektualistów i artystów z regionu Bałkanów – jako mit stygmatyzujący i wyrażający lęk Zachodu (nawet jeśli jest on zabarwiony pewną dozą fascynacji) przed cywilizacyjną i kulturową odmiennością półwyspu. Tak figurę wampira interpretuje pochodzący z Czarnogóry, wspomniany Miodrag Bulatović: Ma się wrażenie, że ludzkość nie może żyć bez wampira. Najlepiej więc znaleźć wampira mitycznego i związać mit z konkretną przestrzenią na mapie geograficznej. (Ten geograficzny konkret podkreślony jest zarówno u Stokera, którego powieść początkowo przypomina typowy dziennik podróży,  jak i w wielu późniejszych wersjach, chociażby w filmowym Nosferatu, w którym zło i chaos nie przybywają do niemieckiego miasteczka z jakiegoś nieokreślonego inferna, lecz z „konkretnego” Siedmiogrodu, bardzo „konkretną” drogą – przez port w bułgarskiej Warnie.) O krok dalej w stosunku do Bulatovicia poszedł Tomislav Longinivić, sugerując, że medialna fascynacja serbskimi zbrodniami popełnianymi w czasie wojen w b. Jugosławii miała coś z fascynacji wampiryzmem, który można zwalczyć jedynie wampiryczną metodą – tu: nocnymi nalotami supernowoczesnych bombowców-nietoperzy na Belgrad…[2]

Ambiwalencja postaci Drakuli jest cechą, która także ma sporo wspólnego z zachodnioeuropejskim postrzeganiem „bałkańczyków”. W książce Stokera wykształcenie, nienaganne maniery i angielski (choć z dziwacznym akcentem) hrabiego Drakuli koniec końców okazują się jedynie przykrywką dla krwiożerczej chuci bohatera, czymś sztucznym, odgrywanym. W opisach irlandzkiego pisarza mogą odzwierciedlać się relacje podróżników, którzy licznie odwiedzali Bałkany właśnie na przełomie XIX i XX wieku – w czasie, kiedy państwa półwyspu intensywnie się europeizowały, a ich mieszkańcy przejmowali zachodnie zwyczaje i modę. Dla przykładu, w jednej z nich G. B. Shaw wspomniał o teatralnym charakterze […] małpowania cywilizacji zachodniej przez narody półwyspu. Relacje te trafnie podsumował Bozidar Jezernik w swojej książce Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników, zauważając, że mieszkańcy Bałkanów, gdy nie przystawali do zachodniego stylu życia, nazywani byli barbarzyńcami, kiedy jednak naśladowali Zachód, zwano ich błaznami.  

Nic więc dziwnego, że mit Drakuli tak bardzo fascynował na samych Bałkanach. Dopraszał się on także reinterpretacji, które wychodziłyby poza opozycję barbarzyńca-błazen. Jednym z moich ulubionych przykładów takiej reinterpretacji jest pastiszowy teledysk do coveru Sympathy for the Devil słoweńskiej grupy Laibach, wyraźnie bawiący się całą drakuliczną ikonografią. Znajdziemy tu także charakterystyczne nakrycie głowy i piękny wąs, znak rozpoznawczy lidera zespołu, do złudzenia upodabniające go do Vlada Palownika.




[1] M. Bulatović, Król pala, „Polityka” 1993, nr 9.
[2] Vampires like us: writing down "the Serbs", [w:] Balkan as metaphor. Between globalization and fragmentation, red. D. Bjelić

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz