wtorek, 9 lipca 2013

Ziemia Sasów (Sighişoara – Sybin – Braszów)


W ciągu stuleci przez Siedmiogród przetaczały się dziesiątki grup etnicznych, jednak kształt temu regionowi nadawali przede wszystkim Węgrzy, Rumuni (o których wzajemnych relacjach pisałem ostatnio) oraz Niemcy, a konkretnie niemieccy osadnicy z Saksonii. To właśnie od nich wywodzi się polska nazwa Siedmiogród, która jest kalką niemieckiego Siebenbürgen. Jest to nazwa znacząca – Sasi osiedlali się głównie w miastach (lub też zakładali je od podstaw), rozwijając w nich przywożoną z Niemiec sztukę rzemiosła. Przez wieki stanowili oni najbogatszą grupę w Siedmiogrodzie. Dopiero w czasach komunizmu większość rumuńskich Niemców, podobnie jak w innych krajach bloku wschodniego, czekał exodus. Jednak w przeciwieństwie do władz PRL czy Czechosłowacji, rządzący Rumunią Ceauşescu długo zwlekał z decyzją o wypędzeniu transylwańskich Sasów, które miało wyjątkowo dramatyczny przebieg. Zwięźle opowiada o nim krótki materiał Deutsche Welle. Dziś w Siedmiogrodzie zostały po Sasach – jak resztki zaginionej cywilizacji – liczne miasta, wsie i warowne kościoły.



Sighişoara-Atlantyda

Wrażenie odkrywania zaginionej Atlantydy jest szczególnie silne w Sighişoarze (niem. Schässburg). To  niewielkie średniowieczne miasteczko jako jedne z niewielu w Transylwanii zachowało w całości swoje oryginalne fortyfikacje. Dzisiaj mury kruszeją i porastają zielskiem, stając się coraz mniej przekonujące w odgrywaniu swojej granicznej roli. Z kolei wewnątrz twierdzy spokojnie toczy się życie jej nowych lokatorów, sypią się ściany kamienic, gdzieniegdzie tylko przygładzone przez właścicieli nielicznych hoteli i restauracji. Lekki zamęt panuje tu co najwyżej przy paru stoiskach z pamiątkami, wśród których prym wiedzie Vlad Tepes-Drakula (o którym  więcej "w kolejnym odcinku"). Z lekka ospały klimat tego miejsca udziela się także przybyszom. Wieczorem przesiadują przy stolikach wpatrzeni, jak ostatnie promienie słońca odbijają się od pięknej wieży zegarowej o dachu łuskowatym jak skóra węża.









To właśnie w muzeum mieszczącym się wewnątrz jej potężnych murów przechowuje się relikty dawnego Schässburga – świadectwa mieszczańskiego ducha siedmiogrodzkich Sasów. Kolejne piętra budowli, niczym archeologiczne warstwy, odsłaniają kolejne szczątki wymarłej cywilizacji: piwnica – więzienne łańcuchy i przyrządy tortur, wyeksponowane bezpretensjonalnie, bez epatowania okrucieństwem; wyżej – rękodzieła lokalnych cechów rzemieślniczych (wśród nich rozbawiła nas wczesnonowożytna reklama w formie wieńca złożonego z dziesiątek miniaturowych kapelusików zachęcająca do skorzystania z usług miejskiego kapelusznika), meble, przyrządy kuchenne i stroje schässburskich mieszczek i mieszczan; na kolejnym piętrze – XVIII- i XIX-wieczne druki, ampułki z lekami i zaskakująco wyspecjalizowane instrumenty chirurgiczne. Sam szczyt spiczastej wieży zajmuje parę gablot poświęconych Hermannowi Oberthowi – wychowanemu w Sighişoarze fizykowi i kosmologowi, który wsławił się wizjonerskimi projektami skafandrów dla astronautów oraz pracami nad „tajną bronią Hitlera” – rakietą V2.





Jeden z projektów Obertha (źródło: http://hasa-labs.org/spinoffs/tag/raumfahrt/)

Corso w Sybinie

Jedynym transylwańskim miastem, w którym zachowała się zwarta i wpływowa społeczność niemiecka (która nieprzerwanie od 2000 roku posiada tam własnego mera) jest Sybin (rum. Sibiu, niem. Hermannstadt) – miasto całkowicie różne od kameralnej Sighişoary. Jest ono historyczną stolicą Siedmiogrodu i jednym z najbogatszych ośrodków współczesnej Rumunii, co widać chociażby po jakości komunikacji miejskiej, stanie dróg oraz poruszających się po nich samochodach. W przeciwieństwie do Sighişoary rozwijało się prężnie także za panowania Habsburgów, u progu nowoczesności. To wszystko niewątpliwie ma wpływ na obecny profil i wygląd miasta – jego zadbane gmachy i kamienice, wypolerowane powierzchnie placów, drogie hotele i restauracje. Choć nie wątpię, że Sibiu może być wygodnym miejscem „do życia”, to jednak klimat w nim panujący niemal równocześnie wydał nam się trochę zbyt „mieszczański” – pastelowaty i płaski (także w dosłownym sensie). Nuda dobrobytu? A może zwyczajnie efekt upału i poniedziałkowego pozamykania się przed nami wszystkich placówek kulturalnych?








Pomiędzy sybińskimi SUV-ami - stara dacia

Widok na Braszów

Na „płaskość” nie mogliśmy narzekać w Braszowie (niem. Kronstadt). Miasto jest malowniczo położone u stóp góry Tampa. Gdy jest upalnie, można – tak jak my – wjechać na nią kolejką linową, by następnie podziwiać widoki i napić się lokalnego radlera ciuc w restauracji deprecjonująco określonej przez Lonely Planet jako communist-era dining room („komunistyczność” tej „stołówki” przejawia się chyba tylko w tym, że bezpretensjonalna, ale miła, obsługa równo traktuje tam klientów). Można także – nie tak jak my – nie wjeżdżać na górę, zaoszczędzając tym samym kilkanaście lei, i od razu udać się na inny punkt widokowy, w okolice Białej Wieży, po przeciwległej stronie starego miasta. Jednak przy tym wariancie, nie ma co liczyć na zimnego ciucia! Tyle jeśli chodzi o praktyczne rady.





Widok miasta ze wzgórza Białej Wieży jest znacznie bardziej intymny niż z podestu widokowego na Tampie. Patrząc na Braszów ze stoku góry, ma się wrażenie, jakby patrzyło się na mapę lub na zdjęcie satelitarne z google maps. Z kolei z wieży można zajrzeć do skrytych podwórek i ulic, skupić się na fakturze ścian i dachów, poczuć na sobie dotyk miasta. Stamtąd też najlepiej widoczny jest Czarny Kościół – centralny punkt braszowskiej starówki i symbol Transylwanii – kościół-twierdza („największa świątynia między Wiedniem a Stambułem”, LP), kościół-legenda (niespotykana nazwa pochodzi od barwy, którą przybrał po jednym z pożarów), kościół-konwertyta (najpierw katolicki, potem luterański), kościół-kamień graniczny (o bliskości Turków i orientu niech świadczy kilkadziesiąt kilimów zdobiących jego wnętrze), obecnie także: kościół-pomnik zaginionego świata siedmiogrodzkich Niemców, do którego codziennie przychodzą wycieczki rumuńskich dzieci.








O kształcie Braszowa bynajmniej nie decydowali wyłącznie niemieccy osadnicy. Stolica rumuńskich Karpat od początku rozwijała się w wielokulturowej atmosferze, a oprócz Niemców licznie zamieszkiwali ją Węgrzy, Rumuni, a od XIX wieku także Żydzi. Rumuni w obliczu średniowiecznego zakazu osiedlania się w obrębie murów miejskich upodobali sobie podmiejską dzielnicę Şchei, gdzie wybudowano oryginalną gotycko-barokową cerkiew św. Mikołaja oraz założono pierwszą rumuńską szkołę. My także zatrzymaliśmy się na tym historycznym podgrodziu, w przytulnym hostelu Liberty Villa, z którego wieczorem można było podziwiać jeszcze inny widok Braszowa – ulicę Democratiei przejmowaną we władanie przez grube koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz